Triatlon
„Triathlon – wszechstronna dyscyplina sportowa będąca kombinacją pływania, kolarstwa i biegania. Zawodnik kolejno płynie, jedzie na rowerze i biegnie, a czas końcowy obejmuje również zmianę stroju i sprzętu sportowego”. Tyle Wikipedia. Prawdziwym wyzwaniem jest pokonanie pełnego dystansu Ironman: 3,86 km (2,4 mil) pływanie, 180,2 km (112 mil) jazda na rowerze i 42,195 km (26,2 mil) bieg maratoński.
Po 13 latach corocznego, rekreacyjnego, bo sport uprawiam dla zdrowia, pokonywania maratonu, półmaratonu oraz biegów na innych dystansach, przyszedł czas na nowe wyzwanie – triatlon.
O tym, że wystartuję w triathlonie zdecydowałem natychmiast, jak się tylko dowiedziałem, że tego typu zawody zostaną rozegrane w Poznaniu. Problem miałem jedynie z wyborem odpowiedniego dystansu. Rozsądniejszą decyzją było zapisanie się na dystans krótszy 1/4 IM (pływanie 0,95 km, rower 45 km, bieg 10,55 km) i tak też zrobiłem, ale jak tylko dotarła do mnie informacja, że ówczesny prezydent Poznania, Ryszard Grobelny, wystartuje na dystansie dłuższym – 1/2 IM (pływanie 1,9 km, rower 90 km, bieg 21,1 km), zmieniłem zdanie.
Przygotowania do triathlonu rozpocząłem od zgromadzenia niezbędnego sprzętu i znalezienia instruktora, który pomógłby mi udoskonalić technikę pływania kraulem. Tutaj z pomocą przyszedł mi również Krzysztof Kubiak (najaktywniejszy członek Klubu Maratończyka V LO), który miał za sobą udane starty w maratonach pływackich i chętnie podzielił się ze mną swoim doświadczeniem. W ramach przygotowań do zawodów w Poznaniu, postanowiłem wystartować na dystansie krótkim w Sierakowie i to była doskonała decyzja, ponieważ nie zawsze ma się okazję brać udział w tak dobrze zorganizowanych zawodach. Następnie przyszedł czas na Poznań i 1/2 IM. Dystans ten stanowił o wiele większe wyzwanie, ale ciągle nie było to cel, który przyświeca zawodnikom uprawiającym triatlon.
W drugim roku uprawiania triatlonu powtórzyłem start w Sierakowie (1/4 IM) i w Poznaniu (1/2 IM). Wziąłem też udział w zawodach pływackich nad poznańską Maltą na dystansie 3,8 km i kiedy przekonałem się, że jestem w stanie przepłynąć taką odległość poniżej dwóch godzin i, co ważniejsze, w ogóle dopłynąć do mety – przyszedł czas na pełen dystans Ironman.
Ironman Borówno – Bydgoszcz
(3,8 km pływanie, 180 km jazda na rowerze, 42 km bieg)
Po przyjeździe na odprawę, na stadion Zawiszy Bydgoszcz i zobaczeniu grupy 160 zawodników, zastanawiałem się „co ja tutaj robię”. Siedziałem wśród sportowców, którzy codziennie, od wielu miesięcy przygotowują się do tego typu zawodów. Ja natomiast traktowałem triatlon, jako kolejną przygodę, a moja forma sportowa pozostawiała wiele do życzenia. Na pocieszenie przypomniałem sobie słowa mojego przyjaciela Tomka, który przed zawodami w Sierakowie, gdzie wyrażałem podobne obawy, chcąc mnie odrobinę podnieść na duchu, powiedział: „Ty też jesteś sportowcem”. Te słowa powtarzałem sobie przez kolejne 14 godzin pokonywania pełnego dystansu IM.
Pływanie poszło mi lepiej niż przypuszczałem. Pierwsze dwie pętle przepłynąłem dość asekuracyjnie, ale na trzeciej podkręciłem nieco tempo, co zaowocowało dogonieniem i wyprzedzeniem kilku osób. Z wody wychodziłem bez skurczy i nie byłem ostatni. Z dużym entuzjazmem wsiadłem na rower.
Na 90 km złapałem gumę i musiałem wymienić dętkę, co przy narastającym zmęczeniu nie było takie łatwe. Z trudem wsiadłem na rower i pojechałem dalej. Dystans dłużył się niemiłosiernie i kolejne kilometry pokonywałem z coraz większym bólem. Pojawiły się skurcze i wtedy dotarło do mnie, że pomimo tak wielkiego wysiłku, jaki włożyłem do tej pory, mogę nie ukończyć zawodów.
Jazda na rowerze kosztowała mnie sporo sił, ale cieszyłem się, że drugi etap zawodów mam już za sobą. Pozostawało przebiec maraton i zmieścić się w limicie wyznaczonym przez organizatora. Łącznie, na wszystkie trzy konkurencje, limit wynosił 15 godzin. Na pokonanie 42-kilometrowej trasy biegu, miałem jeszcze 6 godzin. Gdyby dotyczyło to samego biegu maratońskiego, to bez problemu zmieściłbym się w czasie, ale byłem już po niemal 4 km pływania, 180 km jazdy na rowerze i 9 godz. nieustannego wysiłku fizycznego.
Przebrałem buty i dołączyłem do pozostałych biegaczy.
Pierwszą, 6-kilometrową pętlę, przebiegłem z dużym entuzjazmem. Cieszyłem się, że jestem w stanie biec i nie odstaję aż tak bardzo od innych zawodników. Spotkałem nawet znajomego spadochroniarza z Zawiszy Bydgoszcz, z którym wykonałem wiele skoków i który był zdziwiony, że startuję na pełnym dystansie. W tym dniu był rozgrywany również triatlon na dystansie 1/2 IM, a zawodników można było rozróżnić po kolorach numerów startowych. Ja miałem czarny. Osoby startujące na krótszym dystansie czerwony. Wszyscy wymieszali się na trasie biegu.
Na 6. km odcięło mi zasilanie, tzn. mogłem oddychać, ale jednoczesne skurcze w obu nogach i plecach, zmusił mnie do postoju. Nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem poprosić kogoś o masaż, ale w moim polu widzenia byli tylko równie zmęczeni zawodnicy. Zdałem sobie sprawę, że to koniec. Że nie mam już sił na przebiegnięcie kolejnych 36 km. Któryś z bardziej doświadczonych triatlonistów poradził mi, żebym przez 15 minut poleżał na ławce. Pomogło. Mogłem wstać i powoli iść. Przy każdym napięciu łydek łapały mnie bolesne skurcze. Wymyśliłem wtedy, że nie będę napinał łydek, tylko biegł na ugiętych nogach. Butami szurałem po podłożu. Na szczęście zaczął padać deszcz, który ułatwił zadanie. Po mokrym podłożu szuranie butami było o wiele łatwiejsze. Zapadł zmrok. Organizatorzy wzdłuż trasy biegowej zapalili znicza, był to dla mnie sygnał, że zawody się jeszcze nie skończyły. Ktoś oddał mi swój energetyczny żel. Był to drugi posiłek, po bananie, który zjadłem tego dnia. Nie chciałem się wspomagać żelami, ale nie miałem wyjścia. Organizm wykorzystał niemal wszystkie zasoby energetyczne. Na ostatnich kilometrach biegłem z Pawłem. Rozmowa odwróciła nieco moją uwagę od potwornego zmęczenia.
Dotarłem do mety. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Udało się. Bardzo zaskoczyły mnie brawa, które usłyszałem, bo przecież kibiców na trasie już dawno nie było. Później okazało się, że brawa były od zawodników, którzy wcześniej, w dużo lepszym czasie, ukończyli zawody. Było to dla mnie niesamowite przeżycie. Mistrzowie bili brawo jednemu z najsłabszych zawodników. Doskonale wiedzieli ile trudu trzeba włożyć w pokonanie pełnego dystansu IM. Niesamowite. Nigdy nie zapomnę tamtej chwili i atmosfery panującej w Bydgoszczy i Borównie. Polecam każdemu tego rodzaju wyzwanie.
1/2 IM Poznań
(1,9 km pływanie, 90 km jazda na rowerze, 21 km bieg)
1/4 IM Sieraków
(0,8 km pływanie, 45 km jazda na rowerze, 10,5 km bieg)